SKALA MOHSA, SHORA CZY BRINELLA vs KONSERWACJA MONET I MEDALI

 czyli o czyszczeniu monet raz jeszcze tylko inaczej

 

  

Po ćwierćwieczu przeglądania starych znalezisk monetarnych, jednych pokupnych, innych muzealnych, a jeszcze innych będących w posiadaniu kolekcjonerów, nierzadko unikających rozgłosu, należy dojść do wniosku, że najpiękniej, bo chyba najbardziej naturalnie wyglądają monety stare, które nie były czyszczone, [1] posiadające piękną naturalną, wiekową, czasami ciemnawą a czasami wielobarwną i opalizującą patynę.[2]

Obserwując rynek numizmatyczny należy zauważyć zarówno dawne poradniki konserwacji, pełne błędów niedopatrzeń, fałszywych ścieżek, chociaż przydatne, bo w wielu wypadkach (po kilku próbach i zniszczonych monetach) zachęcające do zaniechania ingerencji w artefakt, jak i nowsze, współczesne, pokazujące czasami metody ciekawe, mniej inwazyjne, które przy stosunkowo, zdaniem autora, nielicznej populacji numizmatów się sprawdzają. Trzecią grupę stanowią poradniki internetowe, na blogach, stronach firm numizmatycznych, czy youtube. Nie podejmując się ogólnej oceny, czy warto z nich korzystać, nadmienić wypada jeden, niepomijalny fakt, który albo jest potraktowany po macoszemu, albo w ogóle nie uwzględnia się go w wykładach ?o poprawnym czyszczeniu?.

W większości różnych "vademecum konserwacji" trudno doszukać się choćby wzmianki na temat twardości mikrocząsteczek brudu, patyny, nalotu przylegających do powierzchni krążka monetarnego (np. srebrnego) i ich analizy. Nikt, bądź prawie nikt nie zastanawia się nad możliwościami penetracji powierzchni monety w trakcie procesu ?konserwacji? przez cząsteczki, które niczym liczne wgłębniki mogą i często naruszają powłokę uzdatnianego egzemplarza. Tego oczywiście gołym okiem nie widzimy, a jednak można się łatwo przekonać, robiąc pewien test, o którym później.

Tutaj wróćmy jednak do twardości przeróżnych materiałów. Trzeba przypomnieć informacje, może i ogółowi trudno dostępne, ale jednak istotne, z obszaru materiałoznawstwa. Ciężka to dziedzina, ale bez niej ani rusz. Nazwiska takich uczonych jak Mohs, Vickers, Brinell, Rockwell czy Shore'a nie są z tej najwyższej znanej każdemu półki. Jednak warto przypomnieć, że wspólnym mianownikiem dla tych pięciu panów jest tzw. skala twardości. Najbardziej znaną w szczególności wśród osób zajmujących się minerałami, jest skala twardości, stworzona przez niemieckiego chemika i fizyka Friedricha Mohsa.[3] Pozostali naukowcy, stworzyli swoje warianty pomiaru tego zjawiska. Skale te uogólniając i parafrazując mówią, że przy odpowiedniej sile obiekt wykonany z substancji twardszej uszkadza (zarysowuje) w zetknięciu obiekt wykonany z substancji bardziej miękkiej.

Warto pokrótce przyjrzeć się wobec tego tabeli pierwiastków według twardości. Z tej w Wikipedii można wyczytać wartości w trzech skalach (Mohsa, Vickersa i Brinella). Dla przykładu weźmy monetę ze srebra, którego parametry twardości wynoszą odpowiednio:

 

  Ag srebro    2,5        0,251    0,0245

 

Każda taka moneta, jeśli oczywiście wcześniej nie została wyczyszczona, posiada zazwyczaj po kilkunastu czy kilkudziesięciu latach nalot w postaci patynyśniedzigrynszpanu, brudków, nalotów, mikropyłków i innych molekół szlachetnych i półszlachetnych. W bardzo ciekawym opracowaniu Państwa Ostachowiczów oraz Pana Paszkiewicza (Wiadomości Numizmatyczne, R. XLV, 2001, z. 2 (172)) pod tytułem "ZASTOSOWANIE METODY CAŁKOWITEGO ODBICIA PROMIENIOWANIA RENTGENOWSKIEGO (TXRF) DO ANALIZY SKŁADU ZABYTKOWYCH MONET SREBRNYCH" można znaleźć przykład osadów znajdujących się na kilku monetach średniowiecznych obszaru naszego państwa. Do najczęściej występujących pierwiastków, których cząsteczki są osadzone na powierzchni monety, bądź w jej strukturze zaliczamy miedź, żelazo, cynk, ołów, nikiel i kilka innych.

 

  Cu miedź    3,0       0,369       0,874
  Fe żelazo    4,0       0,608       0,49
  Ni nikiel    4,0       0,638       0,7

 

Powyżej wartości z tabeli twardości dla trzech z nich. 

Trzeba zauważyć, że podczas procesu konserwacji, jakiejkolwiek metody nie użylibyśmy, jej istotnym celem jest pozbycie się nalotu z powierzchni obiektu, a co za tym idzie oderwanie tworzących go mikromolekuł od takiej powierzchni. Ponieważ zwykle molekuły te nie anihilują od razu w przestrzeni, tylko oscylują wokół (w pobliżu obiektu), niejednokrotnie stykając się z nim. Przy założeniu, że zwyczajna naturalna patyna w swojej grubości liczonej w mikronach składa się z miliona takich mikromolekuł, można stosując skomplikowane wyliczenia matematyczno-fizyczne na oscylacje cząstek w różnych ośrodkach, wyliczyć, że część z nich spotka się ponownie z powierzchnią obiektu.

Oto właśnie clou sprawy. Wysunąć należy więc tezę, że:

 

im więcej cząsteczek o twardości większej od twardości substancji tworzącej powierzchnię, którą pokrywają, tworzy usuwany nalot, tym większa degradacja obiektu poddanego konserwacji, bez względu na użyta metodę

 

Aby się przekonać o prawdziwości tej tezy, pomijając wnioski płynące z samej logiki rozumowania (przy założeniu znajomości podstawowych zasad materiałoznawstwa) oraz jednoznaczne dowody matematyczno-fizyczne, można spróbować zrobić eksperyment w domowym zaciszu, który, może nie będzie jednoznaczny w swoim wydźwięku, stanowi jednak poszlakę, którą można rozszerzać badawczo, a która wspierać będzie wspomnianą wyżej tezę. Oto przykład:

1.Należy wziąć menniczą monetę, ale z nalotem patyny czy brudu, najlepiej takim opalizującym, pod którym przy pomocy mocnej lupy można dostrzec gładź powierzchni tła. 2. Zrobić zdjęcie w wysokiej rozdzielczości (ogólne i kilku mniejszych fragmentów tła). 3. Następnie należy przeprowadzić konserwację za pomocą uznanej przez siebie za "najbardziej bezpieczną" metody. 4. Zrobić zdjęcie w wysokiej rozdzielczości. 5. Pozostawić w środowisku, w którym obiekt szybko spatynuje ponownie, bądź pokryje się nalotem (może to oczywiście trochę potrwać). 6. Powtórzyć procedurę dwukrotnie jeszcze od punktu drugiego.

Po porównaniu kolejnych zdjęć, w szczególności w dużym powiększeniu, można stwierdzić powiększanie się ilości mikrorysek na powierzchni monety czy medalu. Zawsze znajdzie się x% cząsteczek o większej twardości niż metal, które powracają na powierzchnię czyszczoną i odbijając się od niej, bądź trąc wzdłuż, choćby na mikro odcinku, powodują nanouszkodzenia, które po kolejnych zabiegach przechodzą w mikrouszkodzenia. Oczywiście uważnemu czytelnikowi nie powinno umknąć, że jeszcze pozostaje problem twardości samej wody, problem użytych metod czyszczenia itd., ale sama zasada jest jak poniżej.

 

Konkludując:

Sama konserwacja (czyszczenie, mycie dotykowe, bezdotykowe, ultradźwiękowe czy inne) monet czy medali jest, skromnym zdaniem autora, niezalecana, natomiast wszelkie zabiegi pokonserwacyjne typu suszenie irchą, suszarką, przecieranie tudzież dotykanie szmatką nie zda egzaminu a całą procedurę ogólnie należy uznać za zgoła niepożądaną, naganną czy wręcz niebezpieczną.

 

Przypisy

1. Autor niniejszego opracowania jest absolutnym przeciwnikiem czyszczenia monet, ponieważ z własnego doświadczenia wie, że statystycznie ponad 85% wyczyszczonych monet nie wygląda lepiej po czyszczeniu. Czasami można ich piękno stawiać na równi, czasami wręcz przed procesem konserwacji okaz wyglądał lepiej.